sobota, 15 września 2012

Jesiennica XXIII

Zajesienniło się tu i ówdzie, obrzydliwie różnokształtną zieleń zaczął powoli szlag trafiać, turpizm cowieczorny, pojawił się nagle i niespodziewanie, któregoś dnia, mile łechcąc moje, zniszczone kretyńskimi upałami, stępione, niczym babciny kuchenny przedwojenny Gerlach, zmysły.
Postanowiłem więc wrócić do, onegdaj przeze mnie pieczołowicie odprawianych, jesiennych nabożeństw, słowem i muzyką inkrustowanych, złotem i brązem naznaczonych litanii, przywołujących zapachy chwil, w których - bywałem szczęśliwy.

Jesiennica Jesienina.
Opublikowanie elaboratu o poecie, okolicznościach powstania poniżej umieszczonego wiersza, z całą pewnością uwłaczałoby Waszej, Drodzy Czytacze, inteligencji, dlatego też, bez wstępów, anonsów i mizdrzenia:



Żegnaj przyjacielu, do widzenia,
Drogi mój, od krwi serdecznej bliższy.
Ta rozłąka w ciemnych przeznaczeniach
Obietnicą połączenia błyszczy.

Żegnaj bez uścisku dłoni i bez słowa.
Nie martw się, cień smutku z czoła przegoń.
W życiu ludzkim – śmierć to rzecz nie nowa,
A i życie samo – nic nowego.
 
Tłum. T.Mongird




Studium Małych Form Filmowych
"Palimpseścik"
przy współpracy
Towarzystwa Turpistycznego 
"Gnilec"

przedstawia muzyczno - obrazkowy kolaż
grupy PTICY
pod tytułem

"OSTATNI"

z gościnnym udziałem Siergieja Jesienina




czwartek, 13 września 2012

Podobno

Podobno jestem normalny - oto wieść gruchnęła w najbardziej oddalonych od żołądka częściach mojego rozumu, gruchnęła i, jak gdyby za sprawą nieoznaczalnej vis vitalis, przemieszczać się zaczęła, niczym poatomowa uderzeniowa fala, w kierunku przodomózgowia, czyniąc spustoszenie w budowanych przez lata z mozołem drogach kojarzeniowo - czuciowych. Przemożna chęć podrapania się, spacyfikowana została przez, w dzieciństwie wpojony, konformizm, świąd ulotnił się, prysnął jak konglomerat różowych mydlanych bajek... Dobra, od jutra koniec z thc.

Podobno jestem normalny. Zresztą - sami przeczytajcie.


Polemizować nie zamierzam, dołączyć jedynie pragnę kilka zdjęć.








Marecki - zdecydowanie ma coś z wujcia. Pocieszające, napawa otuchą i daje nadzieję na to, że przyszłe pokolenia mają jeszcze szansę na to, by do reszty nie zgłupieć.


...


Za to ja - zgłupiałem, dziś rano, wysłuchawszy byłego ministra - policmajstra, który w jednym z programów informacyjnych, z rozbrajającą szczerością oznajmił, iż (niezbyt dokładnie cytuję): "wobec niedoskonałości prawa, społeczeństwo musi się liczyć z tym, że wypuszczeni wczoraj na wolność chłopcy z Pruszkowa zażądają od państwa odszkodowań za przetrzymywanie w śledczym areszcie." Od państwa, czyli od nas wszystkich. Świetnie. To może od razu stwórzmy Fundację Świadka Koronnego, wpłacajmy na jej konto co rok ten 1 procent podatku i miejmy to z głowy?

Podobno instytucja owego świadka opiera się na założeniu, iż człowiek, jedynie gdy ma po temu interes - zaczyna mówić prawdę. Doprawdy nie wiem, kto takie tezy formułuje. Kretyn? A może tylko - ignorant?
Nie trzeba być szkolonym znawcą ludzkiej psychiki, by dojść do wniosku, że mówimy prawdę (i jedynie prawdę) w przypadku, gdy się nas do tego zmusi, na codzień zaś - kłamiemy, oszukujemy, posługujemy się półprawdami - bo tak jest wygodniej.

Słowik, Bolo, Masa - są jak pisarze science - fiction - płaci się im za umiejętność użycia ich bujnych wyobraźni. Sam chętnie zostałbym świadkiem koronnym - lubię pofantazjować, a pracować - też mi się nie chce.


...


Pragnę co nieco wyjaśnić - gdy będzie już technicznie możliwe zebranie wszystkich moich blogów w jednym miejscu - dr-brunet.blog.pl stanie się jedynym - do tej pory jednak będę publikował notki i tu i tam.


...


A na sam koniec - muzyczna miniaturka. Jej niewątpliwym atutem jest to, że w niej nie śpiewam.




wtorek, 11 września 2012

Matołectwo

Niezbyt odkrywczo zacznę - wakacje się skończyły. Ta oczywista oczywistość niesie jednak ze sobą szereg mniej lub bardziej przewidzianych reperkusji: od zdecydowanego obniżenia osobniczej podaży płynów alkoholowych, poprzez zwiększoną ilość godzin pracy, do (wreszcie) konieczności naklikania tam i ówdzie tak, by co poniektórzy Czytacze nie mieli wątpliwości co to tego, że nie wyciągnąłem jeszcze kopyt.
A propos - kilka tygodni temu dowiedziałem się, że po Zadupiu gruchnęła wieść, jakobym stracił życie w dramatyczny sposób, przygnieciony przez, stojące na drodze mej rozpędzonej fury, drzewo. Nie mam zielonego pojęcia, jakimże cudem mogłoby się to stać, skoro nie mam prawa jazdy (ba - to wcale nie argument), nie znam się na pedałach a na parkingach jestem w stanie rozpoznać jedynie Mercedesy (z powodu obecności celowników na masce).
Jakież więc było zdziwienie pewnej pacjentki, która, spotkawszy mnie w jednym ze sklepów, przecierała oczy zarzekając się, że "przecież umarłem", ile się musiałem mentalnie napracować, by udać, że jest mi naprawdę przykro że sprawiłem jej zawód.
To dość patognomoniczne, rzekłbym, kiedy skończyły się dywagacje na temat moich obecnych, byłych i potencjalnych kochanek, gdy przestałem być gejem, wywrotowcem, przestałem łajdaczyć się z własną babą na dyskotekach, trzeba było mnie uśmiercić - żadnej rozrywki tutejszym Matołom już przecież nie dostarczę.




Matołectwo - słowo - klucz tegorocznych wakacji.

Kiedy, kilkanaście lat temu, pewna niepiękna szansonistka, w jednym z wywiadów stwierdziła, iż "najbardziej na świecie brzydzi ją" kontakt z ludźmi obdarzonymi nadwagą, którą to przypadłość nazwała GRUBACTWEM, uznałem ten fakt za niezbyt wysublimowany odprysk artystycznego matołectwa. Dziś, ta sama (z bożej niełaski) artystka, zamawia dla swojego psa paczkę z zieleniną, sądząc zapewne, że tym samym stanie się wszechpolską bojowniczką o prawa wszystkich wciągających thc. Prawdę napisawszy - miast w pierdlu, najchętniej umieściłbym tą panią w którymś z domów opieki, a zamiast czynić z niej męczenniczkę - zapewniłbym jej fachową opiekę, stosowną do jej ilorazu inteligencji. Przykro mi, ale z pieśniarką raczej tej samej trawy nie paliliśmy - może i jestem okresowo chory na GRUBACTWO, ale przynajmniej zostało mi jeszcze trochę mózgu.

Jeśli więc już musisz sobie puknąć rolkę z szemranym farszem - to tylko dobrej jakości. I pal - koniecznie liście - nie korę. Ta - jak widać - wyżera neurony.




Przez większość kanikuły cała Polska pasjonowała się historią cwaniaka, który, pod pozorem lokowania w złocie, zrobił w konia kilka tysięcy ludzi. Pojawiły się również głosy, że to rząd jest winien, bo nie ostrzegał, nie groził. No ja przepraszam bardzo. Po raz kolejny okazało się, że ilość pieniędzy na koncie jest odwrotnie proporcjonalna do IQ posiadacza tegoż konta. Nie trzeba być przecież giełdowym analitykiem, by zajarzyć, że jeśli ktoś daje znacznie lepsze warunki niż wszystkie razem banki - z całą pewnością nie jest uczciwy.

Chciwość - to pochodna matołectwa. Marzenie o szybkim zarobku, ogromnej fortunie i łatwych pieniądzach to przypadłość chciwych, pazernych, wychowanych na operach mydlanych, kretynów.

Najzabawniejsze jest w tym wszystkim święte polityków oburzenie. Że niby ten, kto ma kasę, jest w stanie wymówić się zarówno od płacenia podatków, jak i od odpowiedzialności karnej. Doprawdy - panie i panowie posłowie zachowują się tak, jak gdyby urodzili się dopiero wczoraj - i do tego - w otoczonej wysokim murem enklawie dla aniołów. Sami sobie zmajstrowali dziurawe prawo, sami z niego korzystają, sami pławią się w celebryckiej niechlorowanej basenowej brei. Gdyby nie wspaniałomyślność republiki kolesiów - dwie trzecie z nich zbierałoby papiery z krawężników, oczekując na penitencję.

Na pomniki też srają ptaki, a jednak - kamień nie przemawia.




Zgodnie z tradycją, po raz kolejny, pan Prezes Jarosław Kaczyński chciałby zostać premierem. Mam lepszego kandydata. Siedmioletniego autystyka o zacięciu hydraulicznym. Efekt będzie ten sam - a może i lepszy, daję głowę.


...

A co do wakacji... Cóż, spełniałem swoje marzenia. Książka skończona, warsztaty literackie już niedługo - zaproszenia wyślę osobiście, aspiracje teatralne w jednej trzeciej zrealizowane, a do tego - najwspanialsze - własny melotron (kto z Was wie co to takiego?) przeszedł próbę generalną.
Zresztą - sami posłuchajcie...




Od następnego razu - wpadajcie do mnie tu:


Business is business...