poniedziałek, 5 listopada 2012

Dies irae

Nie wierzę, że ktokolwiek czeka na rozstrzygnięcie pseudoliterackiego konkursu, ale, jeśli czeka - upraszam o jeszcze odrobinę cierpliwości.
Wiele się ostatnio dzieje, wiele dziać się będzie.
Przede wszystkim - chciałbym Was, Drodzy moi, poinformować, że udało mi się zjednoczyć wszystkie moje dotychczasowe blogi pod jednym wspólnym (nowym - starym) adresem


 - jeśli uda mi się w pełni opanować panujące w tym systemie mechanizmy - stanie się on jedynym, ostatecznym, niczym PZPR.
Mam nadzieję, że znajdziecie zarówno czas, jak i ochotę, by wpadać tam do mnie. Pozwoliłem sobie ściągnąć tamże Wasze komentarze, z czasem - uczynię to samo z linkami do Waszych stron.
Mimo, że ostatnimi czasy nie byłem obecny w komentarzach, czytałem, to i owo, na wpisy - również przyjdzie czas.

Póki co - zapraszam na premierę na nowych - starych śmieciach. Jeśli przez to przebrniecie - szacun dla Was.



wtorek, 9 października 2012

SMS suplement

Jako się rzekło, tak i kobyła podeszła do płotu, a cielę nadal patrzy na malowane wrota. 
Caravaggio.

Zapomniałem ostatnio dodać - konkurs trwa do przyszłego poniedziałku i - wbrew pozorom - nie jest to zwyczajny konkurs. Nagrodą jest weekend nad morzem dla dwóch osób - w dowolnie wybranym terminie.
Zdziwieni?
Niepotrzebnie. Lubię mieć gości.

A tymczasem - sam - zajmując się dalszym pisaniem (albowiem wena twórcza, jak sraczka skręca moje wnętrzności i rozrywa jelito grube) - pragnę polecić Wam tą oto pozycję:




piątek, 5 października 2012

SMS

Interaktywne Studium Grafomanii 
ma zaszczyt zaprosić Szanownych Czytaczy
na 
WARSZTATY WEEKENDOWE
(o skutkach trudnych do przewidzenia).

SMS

Zasada metody jest prosta - do poniższego tekstu trzeba dopisać dalszy ciąg - w komentarzu lub na swoim blogu - ilość słów - dowolna.
Najbardziej aktywni - otrzymają nagrody.

A oto tekst:

I stanąłem wreszcie na tym moście, na zegarze miejscowej fary wybiła dwudziesta druga. Czekałem, sortując w myślach kolejne wiadomości od niej, analizując każde ich słowo, rozpamiętując przecinki , kreski I spacje, pływałem w tym alfabecie, niczym okrętowy radiotelegrafista, podniecony wykropkowanym Morse'em lazurem morza, płynąłem, wysiłkiem ostatnich, nie wyżartych jeszcze etanolem, synaps, iskry kojarzeniowych dróg rozchodziły się drżeniem: twarzą, szyją, nienaturalnie spoconymi dłońmi, udami.
Udami. 
Zapaliłem kolejnego papierosa.

Rozstrzygnięcie - w poniedziałek. Kto chętny?


poniedziałek, 1 października 2012

עורו, עורו אחים

I oto wyszła na stołeczne ulice uciskana masa (bracia i siostry), najbardziej znienawidzona, opluwana, pokazała swoje przywiązanie do tysiącletnich wartości, wartości nagminnie bezczeszczonych dziś przez zgraje najemników i zaprzańców.
Wyszła, ze śpiewem, modlitwą, by Ojczyznę wolną raczył zwrócić Pan.
Cóż - Pan daje, Pan zabiera (dla niezorientowanych - Księga Hioba) - więc chyba raczej nie ma się o co szarpać.
Gdyby zaśpiewali Wyklęty powstań ludu ziemi - zabrzmiało by to równie dziwacznie, zaś fraza - bój to jest nasz ostatni - byłaby zwykłym kłamstwem. Bo ani to pierwszy, ani nie ostatni. Wiadomo - idący w pochodzie szczególnie umiłowali sobie prawdę, a ta - jak mawia redaktor Gmyz - jest jedna, niepodzielna i niepodlegająca dyskusji

Zgodnie z obietnicą, złożoną kilka tygodni temu, pozwoliłem sobie ułożyć (przyjmijmy że de novo) pieśń, jak ulał pasującą do ideologii maszerujących obudzonych.
Pozwolę przytoczyć jej słowa - na wypadek, gdyby inne nacje znalazły się w paśmie nadawania toruńskiego radia - przetłumaczyłem.
Choć i tak, w moim przekonaniu - najlepiej brzmi po niemiecku.

Zainteresowanym donoszę, iż wszelkie symbole czy zwroty, charakterystyczne dla pierwowzoru, których użycia zabrania polskie prawo - zamieniłem.
Teraz brzmią znacznie świeżej.
Ot, koło historii.

Chorągiew wznieś, szeregi mocno zwarte
maszeruj i spokojny, równy krok
skrzywdzeni przez komunę i zaprzańców
są pośród nas i dumny jest nasz wzrok.

Więc wolna droga naszym batalionom
więc wolny szlak przed tym, co niesie grom
na krzyż z nadzieja patrzą już miliony
a dzień wolności wstaje nad nasz dom.

Już trąbka gra, to apel nasz ostatni
do boju gotów jest już każdy z nas
nasz sztandar załopoce ulicami
i tej niewoli już się skończy czas.

Innymi słowy:

Flag high, ranks closed,
we marches with silent solid steps.
Comrades shot by the red front and reaction
march in spirit with us in our ranks.

The street free for the own battalions,
The street free for the Storm Troopers.
Millions, full of hope, look up at the cross;
The day breaks for freedom and for bread.


A w (prawie) oryginale:

Die Fahne hoch die Reihen fest geschlossen
 marschiert mit ruhig festem Schritt
Kam'raden die Rotfront und Reaktion erschossen
Marschier'n im Geist in unsern Reihen mit

Die Strasse frei den ihren Batallionen
Die Strasse frei dem Sturmabteilungsmann
Es schau'n auf's Kreuz voll Hoffung schon Millionen
Der Tag fur Freiheit und fur Brot bricht an.




Na warsztacie mam jeszcze translację na rosyjski (wiadomo), japoński i francuski. Na hebrajski nie będę tłumaczył. I tak wszyscy wiedzą, że jestem Żydem.


P.S. W filmie zobaczyliście portrety dwóch księży. Zakładam, że obaj są Wam znani.




piątek, 28 września 2012

Nieoczekiwana zamiana ciał

Dziś będzie krótko i węzłowato, albowiem

TOWARZYSTWO FUNERALNE "CIELESTOŚĆ"
przy współpracy 
GMINNEGO KOŁA NEKROFAGÓW
ma zaszczyt przedstawić

wyobrażony dramatyzm autorstwa Jean Baptiste Regnault'a

NIEOCZEKIWANA ZAMIANA (itd)


  (internet)

...

Wszelkie uwagi na temat obrazy uczuć i takich tam - będę przyjmował dopiero po weekendzie.

A - zamiast słowa na niedzielę - zagadka - jak brzmi tytuł utworu wplątanego w poniższe paradzieło?




środa, 26 września 2012

Chodzi mi tylko o prawdę

Niebywałą wprost furorę robi ostatnio nowa książka autorstwa spersonalizowanego kościelnego sumienia, Isakowicza - Zaleskiego. Po serii batalistycznych obrazów pod wspólnym tytułem znajdź agenta, autor ów (ksiądz? sam nie wiem) wziął na tapetę intymne życie rodzimego kleru.
Intymne życie rodzimego kleru - tak naprawdę - gówno mnie obchodzi - podobnie jak i moja alkowa powinna obejść przedstawicieli watykańskiego mocarstwa, a jednak z plotkarskim zacięciem, godnym przeciętnego pochłaniacza Faktu, wziąłem się za przeglądanie tego dzieła. Przeglądanie - nie - czytanie, albowiem przyswojenie sobie kto z kim dlaczego, kiedy i w jakim celu - nie bywa nużące jedynie dla drobnego odsetka moich pacjentów, dla mnie - bywa.
Książka jak książka. Poemat epicki to to nie jest (wywiad - mądrali z mądralą). Ekspiacja - nieszczególnie. A mimo to - środki masowego rażenia poczęły prześcigać się w interpretowaniu, nagłaśnianiu, komentowaniu - w sumie - to ich prawo. Skoro to łajno pachnie inaczej niż inne - grzechem byłoby o tym nie napisać.
Nie wyrywając niczego z kontekstu, zapoznawszy się zarówno z ową feralną książką, opiniami, jak i komentarzami, mam ochotę jedynie zapytać : po jaką cholerę Terlikowski (nota bene - Laureat Złotej Doopy) wymyślił tą całą hecę? Jest to bowiem najjaskrawszy przykład hipokryzji, z jakim miałem się okazję ostatnimi czasy spotkać.
Hipokryzji, ot, co.




TEZA PIERWSZA
Księża się bzykają. 
Też mi nowość. A który normalny i zdrowy facet będzie do końca życia uprawiał z powodów ideologicznych rękodzieło artystyczne? Ktoś, kto ma pretensje do gościa w sutannie o to, że czasem pobruszy to i owo - jest zwyczajnym idiotą. Albo - etatowym anorgazmikiem, bardziej papieskim niż sam papież.
TEZA DRUGA
Seks w Kościele nie może być tematem tabu.
A dlaczego nie? Skoro bywa tematem tabu w małżeńskich sypialniach, pozamałżeńskich hotelach, na dyskotekach i w szkołach. Mnie nie interesuje pożycie proboszcza, gdyby ktokolwiek wpadł na pomysł wchodzenia w butach w moje intymności - zrzuciłbym go ze schodów. Nie pouczam wikarego jak ma żyć - on z kolei - doskonale wie o tym, że gdyby przypadkiem kiedykolwiek zaczął pouczać mnie - niechybnie dostałby w mordę.
TEZA TRZECIA
Wśród księży są geje.
I co z tego? Wszędzie są. W bankach, szpitalach, sklepach. Może wreszcie wypadałoby przestać mówić o osobach z homoseksualnymi inklinacjami jak o jakiejś pladze owocowych muszek, albo (co gorsza) pcheł? Żaden gej jeszcze mi krzywdy nie zrobił, ba - nawet mnie nie bzyknął (co dowodzi, że mają jednak dobry gust), to po jakiego grzyba się ich czepiać? Bo Żydów zabrakło?
TEZA CZWARTA
Księża nie mogą uprawiać seksu, bo ślubowali.
Przepraszam uprzejmie. A ilu z Was - drodzy moi - niegdyś ślubowało swemu partnerowi (partnerce) - i też poszło na boki? Nie bądźmy hipokrytami. Skoro mój kolega doktor ma dwie kochanki - jedną na dni parzyste, drugą - na nieparzyste, a miejscowy farosz - tylko jedną - to kto jest większym gnojkiem? Kochamy się, pieprzymy, zdradzamy, okłamujemy się nawzajem, a to, czy celibat jest fizjologiczny, czy nie - niechaj już sobie panowie w czerni załatwią sami, między sobą. Nic nam do tego.
TEZA PIĄTA
W Kościele istnieje gejowska mafia, bo biskupi kurialne stanowiska obsadzają swoimi kochankami.
A jak właściciel firmy przyjmuje do pracy w charakterze sekretarki specjalistkę od ssania, nie posiadającą, prócz obfitych wyrostków karmicielskich, żadnych innych kwalifikacji - to jest mafia, czy nie jest? Gdy dyrektor przedsiębiorstwa dyma tam i z powrotem pracownice swego biura - to mobbing, czy zwykły układ?





Nie rozumiem intencji powstania tej książki. Bo - jeśli ktoś chciałby być skrzyżowaniem Jana Chrzciciela z Eliaszem (a jest jedynie małostkowym mentalnym kurduplem) - to powinien czym prędzej udać się do stosownego specjalisty. Kogo może obchodzić co, jak i w jakim miejscu bzyka koleś, który raz do roku wpada do sąsiadów na piętnastominutową kolędę? Nawet betonowych babci, klepiących w te i we wte różaniec to nie ruszy.
Opisane przez Isakowicza prowokowanie księży do zachowań seksualnych poprzez wysyłanie maili, internetowe rozmowy - to już czyste skurwysyństwo, niskie i nie licujące nawet z godnością taniej dziwki, a frazy typu słyszałem i wiem - to określenia płynące wprost z podwórkowej ławki starych wścibskich mongolic.
Obsesja redaktora Terlikowskiego na punkcie oczyszczania jest doprawdy pasjonująca. Bez dwóch zdań - ma chłop problem. Dlatego - zamiast pisaniem - powinien czym prędzej zająć się wywożeniem śmieci - praca podobna - a nikt z niego już śmiać się nie będzie.
W następnym roku, miast Złotej Doopy, otrzyma ode mnie Złote Jaja. Odrobina testosteronu - wcale mu nie zaszkodzi.



poniedziałek, 24 września 2012

Lajf is brutal

Dziś miło nie będzie, bo nie musi. Tak, wcale nie musi.
Miło bywa podczas uroczystych parad, premierowskiego expose, czytania listów pasterskich i smażenia kiełbaski na wolnym ogniu wśród zapachu rozmarynu co rozwija się.
Gówno prawda?
Nie rozwija się, bo nie musi. Zwija się raczej, w kłąb, tu i ówdzie pierdząc, wzdychając, pogwizdując zdezelowanymi, pozbawionymi zębowej ochrony, pseudowargami.
Że co niby nie jest zrozumiałe?
Nie musi być zrozumiałe. Skoro się nie rozwija, jest niezrozumiałe, a jeśli tak - to szkoda czasu na to, by wgryzać się, wnicowywać, wpełzać wgłąb, raczej - przenicowywać, ekstrahować, ekstrapolować - byle nie za daleko.

Reasumując:
tak, mili moi - numer z lizaniem kolanka jest już demode. 
Dziś liże się wyłącznie łokcie.




Nie rozumiem całej tej nagonki na Jarosława Gowina. Jest on jedynie ministrem sprawiedliwości a nie ministrem prawa, więc literę tegoż ma prawo mieć, gdziekolwiek będzie w stanie sobie ją wsadzić. I tak -  będąc osobnikiem o wysokiej osobistej kulturze (i nie - abnegatem) - stara się wszystkim sprawić przyjemność i - by nikogo nie urazić - posługuje się terminem duch prawa. Idzie na kompromis, wpychając sobie prawo do nozdrza, miast w tyłek.
Kto jak kto, ale jako praktykujący miłośnik cywilizacji życia (wiecznego), minister na duchach zna się najlepiej. Duch zaś od bukwy - ważniejszy przecież. 

Litery - składają się na słowa, a te (jak powszechnie wiadomo) ciałami się stają, ciała zaś z kolei - bywają głodne, kiedy się nażrą - chcą więcej. I jeszcze więcej. 
Tak powstaje sitwa.

Żal mi ministra. Do pełni rozpaczy brakuje mi tylko jego łez. Na wizji, w pasmie największej oglądalności, rzecz jasna.




Mało co jest mnie w stanie zdziwić. Nie zaskakuje więc informacja, że dwoje chciwych mongołów zostaje nagle przez państwo obdarowanych cudzymi dziećmi. Bo państwo - przecież - wygodne jest. 
Po co dawać kasę biedakom? Najlepiej pozbyć się problemu młodocianego pasożytnictwa - najprościej - lawirując między tezami: podręcznika psychologii i Ustawy o Wychowaniu w Trzeźwości.

W tak zwanej sprawie puckiej najbardziej kuriozalna jest motywacja ludzi odpowiedzialnych za przyznanie statusu rodziny zastępczej parze morderców: bo nikogo innego chętnego nie było.

Jeśli więc, w przyszłości, zadekowany na jakimś zadupiu, zapragnę wspomóc, dajmy na to, holenderską transplantologię - i założę hodowlę małoletnich - nikt mnie przed tym nie powstrzyma. Bo będę jedynym.






 Na jednym z portali społecznościowych znalazłem takie oto pytanie:

Jak to jest, że wokoło trąbią o Dniu Ziemi, zagrożonych gatunkach, chroni się zwierzątka, roślinki, ba, parki krajobrazowe, a ludzki płód można w imię nowoczesności i postępu abortować i jak gówno spuścić w kiblu?

To przerażająco proste.

Ludzki płód najdoskonalej i najszybciej ulega biodegradacji.

Lajf is brutal.


wtorek, 18 września 2012

Katz

I blady strach padł na pijaków, i tych drobniejszych, i tych możnych - siostry i braci w jedynej prawdziwe szczęście dającej wierze, kultywujących wielowiekowe narodowe tradycje stymulacji wątrób, ochędóstwa i szelmostwa. Oto bowiem, za diabelskim zapewne podszeptem, mszcząc się za onegdajszą zaolziańską hecę, Bratankowie uraczyli nas napitkiem gorszym, niźli sfermentowana trutka na szczury, nie byle jakim napitkiem, bo czterdziestoprocentowym. Pewnie i sam zadrżałbym (bo w końcu - jeśli umrzeć - to z opilstwa a nie z powodu zatrucia), gdyby nie moja dozgonna i niezmienna miłość do trunku wcale nie pochodzącego zza Tatr - a z kraju (God save the Queen and naked bust of Duchess), gdzie bezmajteczni (nie - bezjajeczni) samcy na wszelkich akademiach ku czci, występują w sukienkach. Zresztą - dwie moje znajome Czeszki - również wolą szkocką - tłumacząc swój wybór doskonałymi właściwościami stymulującymi wyspiarskiego trunku. Przyznaję - ilekroć spotykam się z nimi - za każdym razem są doskonale wystymulowane.




Może i to wszystko byłoby zabawne, gdyby nie było tragiczne.
Na jednym z informacyjnych portali, przeczytałem dziś taki oto komentarz:

Rządy RP od zawsze rozpijały społeczeństwo a następnie łupiły poprzez akcyzę zawartą w cenie alkoholu czy papierosów. Ludzie z biedy zaczęli własną produkcję i zyski do budżetu spadły, więc wprowadzono do obrotu trochę alkoholu metylowego żeby wywołać panikę (podsycaną w mediach) i powrót pijących do alkoholi objętych akcyzą - oto cała tajemnica. Ja osobiście alkohol pije tylko na uroczystościach więc na mnie się rządzący nie dorobią (PL2012)

Wpis ów jest kolejnym świadectwem tego, iż okolicznościowi pijacy bywają gorszymi durniami niż całkowici abstynenci (choć - szczerze - psyche tych ostatnich - doprawdy - nigdy nie pojmę). Bo, w końcu, cóż to za kraj? Władza okrada naród, rozpija, później podtruwa, a na samym końcu zamienia zwłoki w grobach (jakiż eschatologiczny spisek!), zapewne po to, by trupy - te wierzące, w dniu obiecanego zmartwychwstania,skołowane i zagubione nie dostąpiły Pańskiej chwały. Rządzący to świnie. Handlują rakotwórczym tytoniem, rozprowadzają śmiercionośne szczepionki, zamykają szpitale, zabijają ludzkie embriony i nie chcą sprowadzić wraku świętego samolotu do kraju.
Właśnie dlatego zdrowsza część społeczeństwa wciąż szuka nowego premiera - tak, tego, co to się zgubił i znaleźć go nie sposób. Uciekł? Zatłukli go w jakiejś bramie podli masoni? A może schlał się jak świnia nieimportowaną wódą i leży gdzieś pod jakimś zadupiańskim płotem? Miejmy nadzieję, że się nie zatruł metanolem, może się nie przebudzić do zapowiadanego od kilku tygodni wszechpolskiego marszu.
Już niedługo. Polsko, przebudź się! - takie hasło będzie miała manifestacja jedynie prawdziwych Polaków. Postanowiłem, iż na tą okoliczność również swoje trzy grosze tu i ówdzie wcisnę - przygotowałem już wersję karaokę znanego niegdyś przeboju (o mylącym nieco i nieco sfałszowanym tytule) Horst - Wessel Lied, płytki roześlę wkrótce wszystkim zainteresowanym. Niestety - słowa - będą musieli ułożyć sobie sami. Choć - prawdę napisawszy - zastanawiam się, czy tekst oryginalny im nie wystarczy.




P.S. (bo dlaczegóż by nie?) - przedksiążkowa premiera tam, gdzie mnie jeszcze nie było...



A na koniec - odrobina wcale niekociej muzyki.


sobota, 15 września 2012

Jesiennica XXIII

Zajesienniło się tu i ówdzie, obrzydliwie różnokształtną zieleń zaczął powoli szlag trafiać, turpizm cowieczorny, pojawił się nagle i niespodziewanie, któregoś dnia, mile łechcąc moje, zniszczone kretyńskimi upałami, stępione, niczym babciny kuchenny przedwojenny Gerlach, zmysły.
Postanowiłem więc wrócić do, onegdaj przeze mnie pieczołowicie odprawianych, jesiennych nabożeństw, słowem i muzyką inkrustowanych, złotem i brązem naznaczonych litanii, przywołujących zapachy chwil, w których - bywałem szczęśliwy.

Jesiennica Jesienina.
Opublikowanie elaboratu o poecie, okolicznościach powstania poniżej umieszczonego wiersza, z całą pewnością uwłaczałoby Waszej, Drodzy Czytacze, inteligencji, dlatego też, bez wstępów, anonsów i mizdrzenia:



Żegnaj przyjacielu, do widzenia,
Drogi mój, od krwi serdecznej bliższy.
Ta rozłąka w ciemnych przeznaczeniach
Obietnicą połączenia błyszczy.

Żegnaj bez uścisku dłoni i bez słowa.
Nie martw się, cień smutku z czoła przegoń.
W życiu ludzkim – śmierć to rzecz nie nowa,
A i życie samo – nic nowego.
 
Tłum. T.Mongird




Studium Małych Form Filmowych
"Palimpseścik"
przy współpracy
Towarzystwa Turpistycznego 
"Gnilec"

przedstawia muzyczno - obrazkowy kolaż
grupy PTICY
pod tytułem

"OSTATNI"

z gościnnym udziałem Siergieja Jesienina




czwartek, 13 września 2012

Podobno

Podobno jestem normalny - oto wieść gruchnęła w najbardziej oddalonych od żołądka częściach mojego rozumu, gruchnęła i, jak gdyby za sprawą nieoznaczalnej vis vitalis, przemieszczać się zaczęła, niczym poatomowa uderzeniowa fala, w kierunku przodomózgowia, czyniąc spustoszenie w budowanych przez lata z mozołem drogach kojarzeniowo - czuciowych. Przemożna chęć podrapania się, spacyfikowana została przez, w dzieciństwie wpojony, konformizm, świąd ulotnił się, prysnął jak konglomerat różowych mydlanych bajek... Dobra, od jutra koniec z thc.

Podobno jestem normalny. Zresztą - sami przeczytajcie.


Polemizować nie zamierzam, dołączyć jedynie pragnę kilka zdjęć.








Marecki - zdecydowanie ma coś z wujcia. Pocieszające, napawa otuchą i daje nadzieję na to, że przyszłe pokolenia mają jeszcze szansę na to, by do reszty nie zgłupieć.


...


Za to ja - zgłupiałem, dziś rano, wysłuchawszy byłego ministra - policmajstra, który w jednym z programów informacyjnych, z rozbrajającą szczerością oznajmił, iż (niezbyt dokładnie cytuję): "wobec niedoskonałości prawa, społeczeństwo musi się liczyć z tym, że wypuszczeni wczoraj na wolność chłopcy z Pruszkowa zażądają od państwa odszkodowań za przetrzymywanie w śledczym areszcie." Od państwa, czyli od nas wszystkich. Świetnie. To może od razu stwórzmy Fundację Świadka Koronnego, wpłacajmy na jej konto co rok ten 1 procent podatku i miejmy to z głowy?

Podobno instytucja owego świadka opiera się na założeniu, iż człowiek, jedynie gdy ma po temu interes - zaczyna mówić prawdę. Doprawdy nie wiem, kto takie tezy formułuje. Kretyn? A może tylko - ignorant?
Nie trzeba być szkolonym znawcą ludzkiej psychiki, by dojść do wniosku, że mówimy prawdę (i jedynie prawdę) w przypadku, gdy się nas do tego zmusi, na codzień zaś - kłamiemy, oszukujemy, posługujemy się półprawdami - bo tak jest wygodniej.

Słowik, Bolo, Masa - są jak pisarze science - fiction - płaci się im za umiejętność użycia ich bujnych wyobraźni. Sam chętnie zostałbym świadkiem koronnym - lubię pofantazjować, a pracować - też mi się nie chce.


...


Pragnę co nieco wyjaśnić - gdy będzie już technicznie możliwe zebranie wszystkich moich blogów w jednym miejscu - dr-brunet.blog.pl stanie się jedynym - do tej pory jednak będę publikował notki i tu i tam.


...


A na sam koniec - muzyczna miniaturka. Jej niewątpliwym atutem jest to, że w niej nie śpiewam.




wtorek, 11 września 2012

Matołectwo

Niezbyt odkrywczo zacznę - wakacje się skończyły. Ta oczywista oczywistość niesie jednak ze sobą szereg mniej lub bardziej przewidzianych reperkusji: od zdecydowanego obniżenia osobniczej podaży płynów alkoholowych, poprzez zwiększoną ilość godzin pracy, do (wreszcie) konieczności naklikania tam i ówdzie tak, by co poniektórzy Czytacze nie mieli wątpliwości co to tego, że nie wyciągnąłem jeszcze kopyt.
A propos - kilka tygodni temu dowiedziałem się, że po Zadupiu gruchnęła wieść, jakobym stracił życie w dramatyczny sposób, przygnieciony przez, stojące na drodze mej rozpędzonej fury, drzewo. Nie mam zielonego pojęcia, jakimże cudem mogłoby się to stać, skoro nie mam prawa jazdy (ba - to wcale nie argument), nie znam się na pedałach a na parkingach jestem w stanie rozpoznać jedynie Mercedesy (z powodu obecności celowników na masce).
Jakież więc było zdziwienie pewnej pacjentki, która, spotkawszy mnie w jednym ze sklepów, przecierała oczy zarzekając się, że "przecież umarłem", ile się musiałem mentalnie napracować, by udać, że jest mi naprawdę przykro że sprawiłem jej zawód.
To dość patognomoniczne, rzekłbym, kiedy skończyły się dywagacje na temat moich obecnych, byłych i potencjalnych kochanek, gdy przestałem być gejem, wywrotowcem, przestałem łajdaczyć się z własną babą na dyskotekach, trzeba było mnie uśmiercić - żadnej rozrywki tutejszym Matołom już przecież nie dostarczę.




Matołectwo - słowo - klucz tegorocznych wakacji.

Kiedy, kilkanaście lat temu, pewna niepiękna szansonistka, w jednym z wywiadów stwierdziła, iż "najbardziej na świecie brzydzi ją" kontakt z ludźmi obdarzonymi nadwagą, którą to przypadłość nazwała GRUBACTWEM, uznałem ten fakt za niezbyt wysublimowany odprysk artystycznego matołectwa. Dziś, ta sama (z bożej niełaski) artystka, zamawia dla swojego psa paczkę z zieleniną, sądząc zapewne, że tym samym stanie się wszechpolską bojowniczką o prawa wszystkich wciągających thc. Prawdę napisawszy - miast w pierdlu, najchętniej umieściłbym tą panią w którymś z domów opieki, a zamiast czynić z niej męczenniczkę - zapewniłbym jej fachową opiekę, stosowną do jej ilorazu inteligencji. Przykro mi, ale z pieśniarką raczej tej samej trawy nie paliliśmy - może i jestem okresowo chory na GRUBACTWO, ale przynajmniej zostało mi jeszcze trochę mózgu.

Jeśli więc już musisz sobie puknąć rolkę z szemranym farszem - to tylko dobrej jakości. I pal - koniecznie liście - nie korę. Ta - jak widać - wyżera neurony.




Przez większość kanikuły cała Polska pasjonowała się historią cwaniaka, który, pod pozorem lokowania w złocie, zrobił w konia kilka tysięcy ludzi. Pojawiły się również głosy, że to rząd jest winien, bo nie ostrzegał, nie groził. No ja przepraszam bardzo. Po raz kolejny okazało się, że ilość pieniędzy na koncie jest odwrotnie proporcjonalna do IQ posiadacza tegoż konta. Nie trzeba być przecież giełdowym analitykiem, by zajarzyć, że jeśli ktoś daje znacznie lepsze warunki niż wszystkie razem banki - z całą pewnością nie jest uczciwy.

Chciwość - to pochodna matołectwa. Marzenie o szybkim zarobku, ogromnej fortunie i łatwych pieniądzach to przypadłość chciwych, pazernych, wychowanych na operach mydlanych, kretynów.

Najzabawniejsze jest w tym wszystkim święte polityków oburzenie. Że niby ten, kto ma kasę, jest w stanie wymówić się zarówno od płacenia podatków, jak i od odpowiedzialności karnej. Doprawdy - panie i panowie posłowie zachowują się tak, jak gdyby urodzili się dopiero wczoraj - i do tego - w otoczonej wysokim murem enklawie dla aniołów. Sami sobie zmajstrowali dziurawe prawo, sami z niego korzystają, sami pławią się w celebryckiej niechlorowanej basenowej brei. Gdyby nie wspaniałomyślność republiki kolesiów - dwie trzecie z nich zbierałoby papiery z krawężników, oczekując na penitencję.

Na pomniki też srają ptaki, a jednak - kamień nie przemawia.




Zgodnie z tradycją, po raz kolejny, pan Prezes Jarosław Kaczyński chciałby zostać premierem. Mam lepszego kandydata. Siedmioletniego autystyka o zacięciu hydraulicznym. Efekt będzie ten sam - a może i lepszy, daję głowę.


...

A co do wakacji... Cóż, spełniałem swoje marzenia. Książka skończona, warsztaty literackie już niedługo - zaproszenia wyślę osobiście, aspiracje teatralne w jednej trzeciej zrealizowane, a do tego - najwspanialsze - własny melotron (kto z Was wie co to takiego?) przeszedł próbę generalną.
Zresztą - sami posłuchajcie...




Od następnego razu - wpadajcie do mnie tu:


Business is business...

poniedziałek, 23 lipca 2012

Krzyk

W obliczu nawału pracy, spod którego właśnie próbuję się wygrzebać, nieporadnie i niekonsekwentnie, wypada mi podziękować - za to, że nadal mnie tu odwiedzacie.
Wiem, wszyscy wokół pasjonują się zawartością jakichś tam taśm. Od tygodnia nie włączyłem tiwi, więc marne mam pojęcie. Zresztą - jakież ma znaczenie kto kogo dlaczego i za ile. Ja - taśmy mam swoje, a jedną z nich - dedykuję właśnie Wam. Zamiast komentarzy...



środa, 18 lipca 2012

Benczowski

To prawda, nie piszę. To znaczy - piszę, ale nie tu. Jeśli ktoś z Was, Drodzy moi, ma ochotę poczytać, co naklikałem - zapraszam na strony literackie.
Wybaczcie milczenie. Nawał pracy. Tej - literackiej - też. 
Szykują się zmiany. Ten blog zostanie niebawem przeniesiony na inny portal - z przyczyn sentymentalno - komercyjnych (nie pytajcie o szczegóły), jednak - mam nadzieję, że pozostaniecie moimi gośćmi.
W końcu - czym chata bogata, tym gęba pryszczata.

Dziś, zamiast kolejnej porcji słownych masturbacji, następnej dozy bezczelnej mizoginistycznej złośliwości - zaśpiewane (z tym śpiewaniem to przesadzam, ale - co tam) urodzinowe życzenia dla Królika Bencza.
Proste. Nie - prostackie.


wtorek, 3 lipca 2012

Tikitaka

Jeden z blogerów salonu 24 w ostatnim swoim artykule zadał czytelnikom pytanie: czy wszyscy Polacy to chamy i prostaki? - pytanie może i tendencyjne, pewnie trochę podrasowane prawicową układnością autora, nieco prowokacyjne, ale - śmiem twierdzić - celne. To, że nie od razu potrafiłem na nie odpowiedzieć - przeraziło mnie. Bynajmniej - nie chodzi tu o malowanie trawy na zielono podczas EURO, nie dotyczy telewizyjnego szczerzenia zębów gospodarzy mistrzostw, czy włażenia innostrancom w tyłki bez wazeliny. Takie zachowania wydają mi się być oczywiste - nawet, jeśli są doprawione sztucznością i lękiem wynikającym z polaczkowych kompleksów.



Nie można powiedzieć, że zawody się nie udały. Udały się. Bo, w sumie, to czemu miałyby się nie udać?
Że niby - narodowa drużyna to banda zdemoralizowanych inwalidów? Nawet jeśli, to cóż z tego? Że niektórzy z nich nie znają słów narodowego hymnu? A po co im to, skoro są od kopania, a nie od śpiewania? Że niektórzy z nich nie mówią po polsku? Czepianie się. Skoro sam prezes związku futbolistów wymiotuje przez zęby polszczyznopodobnym bełkotem, a trener kadry werbalizuje na poziomie oligofrenika z pierwszą grupą - czegóż oczekiwać od chłopaków?



Mistrzostwa się udały. Nawet - pomimo nieprawdopodobnej ignorancji pani minister, stworzycielki piątego stadionu, urzędniczki, której kompetencje predestynują ją co najwyżej do roli striptizerki, lub aktorki kina niemego. W jej przypadku wszystko jest cacy, pięknie, wspaniale, dopóki się nie odezwie. I jak tu nie być męskim szowinistą?



EURO - mimo wszystko było sukcesem. Nawet, jeśli Prezes Kaczyński mówi inaczej - do tego zresztą wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić, ba, gdyby rzekł choć jedno dobre słowo, zacząłbym się zastanawiać nad jego stanem zdrowia.

Czy wszyscy Polacy to chamy i prostaki? Nie. Tylko niektórzy. I to - wyłącznie w ramach konwencji.

http://www.przekroj.pl/artykul/815910,906094-Taka--kurwa---konwencja.html

Może warto byłoby postulować napisanie konwencji, tym razem - międzynarodowej - zakazującej wszelakiej maści kretynom występowania w środkach masowego rażenia? Wyobraźcie sobie, wówczas,  media - bez sejmowych transmisji, konferencji prasowych prezesa Laty, bez pis - owskich parteitagów. I bez panów Wojewódzkiego i Figurskiego. Nierealne?

Ktoś kiedyś powiedział, że futbol to jedynie męskie rzemiosło. Mylił się.
W ich wykonaniu - to sztuka:



poniedziałek, 25 czerwca 2012

Zgwałcone przez EURO

Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że, w porównaniu z ich ukraińskimi koleżankami, polskie studentki to drzewne kłody. Podczas, gdy doprowadzenie rodzimej młódki do stanu używalności (tak zwanego "rosołu") bywa przeważnie czasochłonne i okupione przynajmniej dwoma butelkami wina, tamtejsze dziewczyny - same zdejmują z siebie to i owo, na trzeźwo, bez jakiejkolwiek sugestii czy też mizoginistycznego zabiegu. Ot, po prostu - rozbierają się, tu i ówdzie, odsłaniają to, co mają do pokazania, niestety czasem - eksplorują elementy, które, ze względów estetycznych powinny zostać ukryte, przynajmniej do dnia ślubu. Liczy się jednak otwartość, a przede wszystkim - cena.
Ukraińskie studentki nie są tanie. Są bezcenne. Kreują zupełnie nowy rodzaj seksualności, do tej pory odrzucany przez większość patriarchalnego społeczeństwa, niepośledni, może i w odbiorze - nieco dziwaczny, ale, w istocie - najbardziej ze wszystkich znanych dotąd - skuteczny.
Zaprawione etanolem rodzime striptizerki to małe puszczalskie gąski, którym tradycyjne okowy puszczają dopiero przy stężeniu zwiotczającym zwieracze, dziewczyny ze Wschodu - to prawdziwe AKTYWISTKI, burzące wszelkie stereotypy. Zastanawialiście się kiedyś, jak zachowałby się stateczny pan domu w towarzystwie półnagiej syreny, z wykaligrafowanym na dwóch, sterczących z klatki piersiowej dziełach sztuki, napisem "DARMOWE PIEPRZENIE"?




Zwierzęcym skowytem, rozchylonymi, ociekającymi juchą udami, przywraca chwilę, w której pierwotne instynkty brały górę nad cywilizacyjnymi konwenansami, gdy członek owłosionego troglodyty z wysokim czołem wbijał się odtylnie w pomrukującą, pochyloną, skubiącą przy okazji wprost z krzaka, jagódki, samicę, a - gdy głośniej zawarczała - zdzielał po łbie świeżo wystruganą maczugą. Jakież to wszystko wówczas było prostsze. Zawlec za włosy, w krzaki, rzucić na glebę i frykcyjną operacją przywrócić leśnej ściółce jej pierwotną biologiczną godność.


Markiz de Sade, był doprawdy, ciapowatym frajerem - przypisując swoją filozofię sprawom oczywistym - stworzył kolejne konwenanse, reguły sprzeczne z fizjologią, która, wbrew pozorom, jest w swoich mechanizmach prostsza, niż budowa cepa. Jeśli masz przed sobą nagą, drącą przeraźliwie mordę, dziką świteziankę - to próby jej związania, duszenia, łamania kołem, czy (Mon Dieu!) chłostania mają dokładnie tyle sensu, ile stawianie trzech drinków pod rząd anorgazmicznej dziewicy. Trza siłą brać. Póki się nie rozmyśli. Póki się nie umyje.





Nasza cywilizacja chyli się ku upadkowi - to oczywiste - reguły jej istnienia stały się zbyt skomplikowane. Nasze id, ego, supergego - rozrosły się, zarosły niczym ściany domu bluszczem, a teraz jeszcze zieleń włazi nam do środka, przez okna, drzwi i lufciki, blokując dostęp słonecznemu światłu. Jedynym ratunkiem dla naszego gatunku jest powrót do zwierzęcych korzeni.
Dlatego - postanowiłem wyjechać na Ukrainę. Sprzedać książki, pralkę, lodówkę i wyjechać.
Kolekcję pejczów - nie będą mi już potrzebne - oddam za darmo. Jest ktoś chętny?



"Powiedz mi, piękna, luba dziewczyno,
Na co nam te tajemnice,
Jaką przybiegłaś do mnie drożyną?
Gdzie dom twój, gdzie są rodzice?"
(A.Mickiewicz)

sobota, 23 czerwca 2012

Najzajebistszy Facet na świecie

By Go uczcić, mógłbym napisać wiersz (choć - nie, wiersz nie), opowiadanie, ba - powieść, zaśpiewać piosenkę (to też niespecjalnie), zagrzebać się w kiczowatej patetyce, ronić łzy wzruszenia. Ale po co? Czy nie wystarczy, gdy, prosto z mostu, bez żadnych upiększeń, napiszę zwyczajnie:

DZIĘKUJĘ TATO



Za to, że zawsze mogłem i mogę nadal liczyć na Ciebie w każdej sytuacji.
Za to, że dla Ciebie nigdy nie byłem przegrany, podczas, gdy inni mieli mnie gdzieś.
Za Twój spokój i opanowanie.
Za wspólnie, w tajemnicy przed Mamą, wypite piwo.
I za to, że pewnie wkurzysz się na mnie za tytuł tej notki, ale, wiesz - trochę dorosły już jestem to i przekląć czasem wypada.
Ale za to dedykacja, jedynie dla Ciebie - taka, jaką lubisz.
Za to, że jesteś.


piątek, 22 czerwca 2012

Przerywnik lepkiej bezczelności

Ktoś z Was kiedyś zapytał mnie, czy potrafię pisać wiersze. Otóż - nie potrafię. Nikt nie potrafi, wiersz jest jak kupa - sam wychodzi, wypływa, wyślizguje się, a im bardziej spocone czoło, ciepły, parujący niczym w ostatniej scenie "Szamanki" mózg, tym słowoklectwo bardziej wysublimowane, ułożone,niczym puzzle. Nie, żeby od razu zmuszało do myślenia - co to, to nie. Przyjmijmy - samo wychodzi.
Ktoś z Was kiedyś zasugerował opublikowanie przeze mnie na tej stronce kilku wierszowanych wypocin. Proszę więc uprzejmie. Zawszeć to jakiś przerywnik lepkiej bezczelności.



szybkim oddechem
zabijam milczenie

zduszonym krzykiem                                      
zarażam
jak aktor
w ciemności                          
sam 
tylko na scenie

nie jestem
lecz tylko się zdarzam

uda rozchylasz
w mojej głowie 
dźwięki
i nie wiem
co dalej 
być może
na ustach 
pytania 
zagłuszyć chcą lęki

choć wiem już
nie lepiej 
lecz gorzej


gdy wstaniesz 
przywita poranek 
bezwstydnie
twój zapach 
zostanę znów 
sam
napiszę 
na kartce
przy łóżku 
te słowa

miewam cię
lecz wcale nie mam

...


niebo tamą przekreślone 
w górze sennie
nawet nie wiem 
czy ty śmiejesz się dziś do mnie             
raczej ze mnie
i choć puste drzewo igra konarami
nic się dalej nie wydarzy 
między nami
lęk obdarty 
dziś ze skóry został nagle
okręt ruszył mimo wiatru 
lecz nie w żagle
cisza wkradła się 
w pół słowa 
jak szalona
to nie kwiat w donicy zdycha
to ja konam


 ...


zrozum

śmierć nie zapuka            
nagle
jak gość

ona tu jest






...


I to byłoby na tyle. Podobać się nie musi, byleby się dobrze śpiewało. Szczególnie po dwóch głębszych.





środa, 20 czerwca 2012

Gówno im zrobicie

Po przeczytaniu Waszych, pełnych tęsknoty, komentarzy pod poprzednią notką, niemal zszedłem ze wzruszenia. Początkowo odebrało mi jedynie mowę, później dołączyły się dolegliwości gastryczne, do chwili, aż wybuch jelitowej ekspresji zakończył ten emocjonalny festiwal. Cóż, finis coronat opus.
Pytacie, gdzież to się podziewałem, odpowiadam - wraz z Królikiem Benczem odpoczywaliśmy na łonie natury, łonie -  podzielnym, niejednorodnym - złożonym (specialite de la maison) z zielonej trawki i benczowego podbrzusza. Jak wiadomo, frykcja uniemożliwia płynne klikanie w klawiaturę - stąd moje blogowe milczenie.




Gabiszon (Królik Bencz) to uczuciowe stworzenie. Prócz nieskalanej, przeczystej szekspirowskiej miłości, jaką od lat obdarza niedoścignionego czeskiego Staropramena, pała również (bez podtekstu) niezgłębionym i trudnym do zrozumienia przeze mnie uczuciem do futbolu. Niezwykłym - podszytym wiedzą i doświadczeniem - bo nie dość że potrafi przewidzieć spalonego, nie czeka (jak większość damskiej widowni) na zwyczajową wymianę koszulek, to jeszcze nie odpuści nawet minuty z doliczonego czasu gry, okraszając każdą stratę piłki okrzykiem, którego nie powstydziłby się żaden kibol.
Jednym zdaniem - cud, nie kobieta.
Dzisiejsza notka pierwotnie miała być zbiorem benczowych cytatów dotyczących gry polskiej reprezentacji, tą koncepcję odrzuciłem jednak po konsultacjach ze znajomym prawnikiem. Przeciętny piłkarz to kretyn, ale wrażliwy, łatwo go urazić. I stać go na szlajanie się po sądach. Zwłaszcza po wypłacie.




Dziwię się tym, którzy krytykują PZPN za premię, jaką otrzymali po zawodach przegrani futboliści. Zakładając, iż wysokość renty powinna być wprost proporcjonalna do stopnia niepełnosprawności - nie widzę tu żadnego przegięcia.

Po pierwsze, to sami piłkarze, przez mistrzostwami, zażądali takiej kasy, tylko frajer mógłby sądzić, że mieli w planach ją wygrać, a nie jedynie - zarobić. Po drugie zaś - skoro "dziadki" płacą za samo wyjście na boisko - po cóż się wychylać?




Po wczorajszej konferencji prasowej, na której Grzegorz Lato oświadczył, że ze stanowiska nie ustąpi, mimo, że kilka miesięcy temu stwierdził zupełnie co innego, wszyscy na nim psy wieszają. Niesłusznie. Prezes nie jest kompletnym idiotą, od kompletnego idioty różni jedna podstawowa umiejętność - umiejętność liczenia.

Kto z Was, mając, w perspektywie kilku miesięcy, kilkuzerowy uznaniowy przelew w euro, dobrowolnie zwolniłby się z roboty?

Jak bowiem donoszą papużki (bynajmniej - nie - drobnofaliste), po obliczeniu utargu, kilka miesięcy po zakończeniu mistrzostw, UEFA zwyczajowo odpala niezłą sumę szefowi związku kraju - organizatora. A  przecież Lato ślubów ubóstwa nie składał, a nawet jakby składał, to i tak nie ma żadnego powodu, by ich dotrzymał.





Najzabawniejsi są jednak politycy. Już podnieśli wrzawę, że skandal, że złodziejstwo, że korupcja, już tam, w ciszy swoich gabinetów smażą nową ustawę "o futbolu" - umożliwiającą organom państwa wpływanie na rodzime skostniałe piłkarskie struktury.

Panie i panowie - gówno im zrobicie. 
Nie jesteście w stanie zmusić zdemoralizowanego półgłówka do tego, by szybciej biegał, ani do tego, by nauczył się strzelać bramki. Te umiejętności reprezentantom Polski do niczego nie są potrzebne.
Nie naślecie na PZPN żadnych adwokatów, ani kuratorów, bo europejska federacja natychmiast wywali z pucharowych rozgrywek nadwiślańskie kluby, a tego Wam kibole nie darują.
Pozostało Wam jedynie przyglądać, zżymać się i kląć, bo może i w tym wszystkim idzie jedynie o kasę, ale - tym razem - nie o Waszą.



czwartek, 14 czerwca 2012

Głupich nie sieją, sami rosną

Jeśli wydaje Wam się, Drodzy moi, że granice absurdu na rodzimym nadwiślańskim poletku zostały już dawno przekroczone - to znaczy, że Wam się jedynie wydaje. Informacje typu : "zostaliśmy sprzedani, zdradzeni", czy "rząd dąży do biologicznej zagłady narodu" - na mało kim robią dziś wrażenie, a mający monopol na patriotyzm ekstremiści, pokroju mojego ulubionego Janusza Mikke Dwojga Nazwisk, postawiwszy wszystko na jedną kartę, w końcu stają się jedynie przedmiotem drwin.
Oto, bowiem, w dzień przemarszu rosyjskich kibiców na mecz z Polską, ów bohaterski antykomunista postanowił osobiście wytłumaczyć innostrancom powody, dla których nie lubi czerwieni. Pozwolę sobie przytoczyć nieautoryzowany, rzecz jasna, fragment jego misjonarskiej posługi.

POLSKI KIBIC: Panie Korwinie, po co pan pierdoli? Idź pan do domu. Po co pan tu jest?
JKM: Bo nienawidzę komunistów!
(za wp.pl)

Gdybym miał cokolwiek poradzić JKM, to chyba jedynie to, by swoją antypatię wykorzystał w bardziej wysublimowany sposób - na nocniku. Jak się człowiek porządnie wkurzy, to i stolec łatwiej wypada.
Wspominany aktywista (bo politykiem przestał być już dawno) przygotował nawet odpowiednie banery i transparenty, mające na celu uświadomienie Ruskim całego zła totalitarnego post-leninowskiego systemu. Niestety, psu na budę się przydały, albowiem kibice "sbornej" niespecjalnie tego dnia mieli ochotę epatować tubylców sierpami i młotami. A JKM? Oficjalnie - jak pisze na blogu - zniesmaczony prowokacją rodzimych kiboli - wycofał się.
Nieoficjalnie - jak widać na załączonym obrazku - niekoniecznie.

(http://www.facebook.com/MamdosycTuska)

Oczywiście, polskich kiboli nikt do bijatyki nie zmuszał, nie namawiał. Sami na to wpadli, są przecież prawdziwymi patriotami. Podobnie, jak i Krzysztof Pasierbiewicz, autor tekstu, który pozwolę sobie niżej przytoczyć.

"Dlatego święcie wierzę, że dwunastego czerwca na Stadionie Narodowym „dokopiemy” Ruskim za plugawy raport Anodiny, w którym przy milczącym przyzwoleniu polskiego Premiera obwieszczono światu, że dziesiątego kwietnia roku 2010, pod Smoleńskiem, pijany polski generał zabił prezydenta Rzeczpospolitej i kwiat polskiej generalicji, w domyśle na polecenie szalonego Lecha Kaczyńskiego. Za to, że nam do dzisiaj nie oddali szczątków Tupolewa. A także za to, że nasz usłużny wobec Moskwy premier oddał smoleńskie śledztwo Putinowi, który się tym śledztwem bawi, jak dziecinną zabawką.
I choć nasza jedenastka jest znacznie niżej notowana od drużyny Rosjan wbrew logice wierzę, że zebrani na Stadionie Narodowym Polacy, podobnie jak pięćdziesiąt pięć lat temu na Stadionie Śląskim, poderwą naszą jedenastkę do boju by pokazać Ruskim, co znaczy nasze odwieczne narodowe credo: Bóg! Honor! Ojczyzna!"
(http://niepoprawni.pl/blog/3753/12-go-czerwca-odegramy-sie-za-smolensk)

Nie mam najmniejszej ochoty tego komentować. Jeśli jednak KP rzeczywiście jest czynnym akademickim nauczycielem - to mogę tylko pogratulować studentom - udanego osobowego wzorca.

niezalezna.pl




Polskie prawo jest, niestety, dalece niedoskonałe. Obydwu panów należałoby ścigać z urzędu, albowiem, zgodnie z art. 18 p.2 KK, ich zachowanie było umyślnym, choć nie bezpośrednim podżeganiem do popełnienia przestępstwa. W przypadku JKM dodatkowo należałoby się zastanowić nad zastosowaniem art. 24 KK, mówiącego o celowej prowokacji w stosunku do rosyjskich kibiców, czyli nakłanianiu ich do popełnienia przestępstwa, mającego następnie skutkować postępowaniem karnym, a w przypadku KP - można by mówić o tzw. pomocnictwie, czyli - zmieniając nomenklaturę prawną na normalny język - podżeganie do podżegania, które, w pewnych okolicznościach jest również czynem zabronionym.

Egzekwowanie przepisów jest w Polsce, niestety, dalece nieefektywne. Nie mamy się więc co łudzić - zarówno JKM, jak i KP - pozostaną bezkarni. Na szczęście - nie - anonimowi.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Złota Doopa 2012

Zgodnie z tradycją, jak najbardziej świecką, zapoczątkowaną na moim onetowym blogu, mam zaszczyt przedstawić Wam, Szanowni Czytacze, laureata tegorocznej Złotej Doopy".
Tych, którzy nie wiedzą, pragnę poinformować, iż nagroda ta jest całkowicie apolityczną, pozbawioną jakiegokolwiek ideologicznego podtekstu próbą uhonorowania wkładu rodzimych intelektualistów w mentalny rozwój Narodu jako społeczności, a, jako że od wybitnych myślicieli roi się, liczba żyjących tęgogłowych pomników rośnie w tempie porównywalnym z szybkością działania drobnokomórkowego raka płuc, ów laur, przyznawany jest co pół roku.

 Nie wdając się w akademickie szczegóły, pragnę oznajmić, iż dzisiejszym zdobywcą zaszczytnego Trofeum jest:

WICEPREZYDENT MIASTA GDAŃSKA ANDRZEJ BOJANOWSKI


Wkład Laureata w nowoczesną myśl socjologiczno - antropologiczną jest do prawdy nie do przecenienia. Otóż, bowiem, po meczu, inaugurującym rozgrywki EURO 2012 na gdańskim stadionie, był uprzejmy wyartykułować, co następuje:

"Dziękuję mieszkańcom, służbom, wszystkim, że po prostu potrafimy się zachować jak normalni ludzie, cywilizowani biali ludzie. I nasi goście też, dzięki temu, się zachowują, tak jak się zachowują biali normalni ludzie, czyli bawią się wtedy, kiedy można się bawić, kiedy trzeba iść już spać, idą spać . Nie brudzą straszliwie, nie szkodzą, nie niszczą."
(za "Dziennikiem Bałtyckim")

Ta wielopoziomowa, wielowątkowa wypowiedź wymaga choćby jednego akapitu komentarza. Proszę więc uprzejmie:

Pan Wiceprezydent, doprawdy, zbyt wiele czasu spędza w oliwskim ZOO.


Złota Doopa 2012

Do statuetki, wysłanej za zaliczeniem pocztowym, pozwoliłem sobie dołączyć również dvd z filmem poglądowym pod tytułem: "Black cock orgy", ukazującym nie-białych umiejętność godzenia pracy z zabawą. Film, rzecz jasna - z polskim dubbingiem.
I - pisemną propozycję, by od tej chwili obdarzyć Gdańsk honorowym tytułem Miasta Białych Ludzi.

A, jako muzyczny upominek:


piątek, 8 czerwca 2012

Suicide?


Obudził mnie poranny chłód,
Odeszłaś wraz ze wschodem słońca, zostawiając mi tylko łzy,
Wstałem, pusty w środku,
Krokami na schodach i ciszą w moim umyśle.

Cóż, wyszedłem z domu tego ranka, wzdłuż ulicy bez nazwy.

Do klubu zwanego "Luzer", jak bezdomny pies,
Pojechałem windą na piętro z widokiem.
Przerwać abonament życia - to jedyne co mi zostało.




Wszedłem na poręcz, zobaczyłem powoli rozsuwający się tłum

Usłyszałem krzyk "Nie skacz na litość Boską, pozwól przesunąć mój samochód!"
Dłoń na ramieniu, głos szlochający "już czas!"
Poczułem pchnięcie, pęd powietrza,
I chodnik, pogodziłem się z tym.

"Już czas!" 



Pamięci Stuarta "Woolly'ego" Wolstenholme'a
1947-2010




Tekst John Lees, tłum. Brunet

środa, 6 czerwca 2012

Immoralista

W ramach przed - mistrzowskiej  oszczędności, będąc u szczytu władz umysłowych, pragnę zwieść Was niedługim filozoficzno - psychologicznym parawywodem, sam zaś udaję się do mojej ogrodowej degustatorni, by godnie przygotować się do zawodów.





W jednym z traktatów, Andre Gide opisuje Raj, jako symetrię doskonałą, efekt zmieszania boskiego matematycznego zacięcia i zdolności Stwórcy w dziedzinie geometrii przestrzennej, w którym nagość pierwszych ludzi stanowi jedynie drobny, nic nie znaczący element układanki, nie posiadający ani żadnego emocjonalnego, ani filozoficznego podtekstu. Jedyną nieparzystą cyfrą w tym systemie operacyjnym jest Drzewo Logarytmiczne - jak się zapewne domyślacie - stanowiące istotny powód rozpoczęcia przez Adama i Ewę regularnej pre - kopulacji.
Nie ma co winić noblisty, w końcu Raj to nie jego licentia poetica, niemniej trzeba sobie uczciwie powiedzieć, iż powód wygnania Prarodziców z Edenu jest równie idiotyczny, jak i cały misterny układ symetrii, którym autor "Narcyza" (nomen omen) tak bardzo się podnieca.
"A kiedy Adam i Ewa ujrzeli że są nadzy, podnieciła ich wspólna myśl..." No popatrzcie, jak cywilizacja poszła do przodu, rzekłbym "posunęła się"(choć to podobno niegrzecznie). Dziś nie trzeba być nagim, by być podnieconym.

Od czasu do czasu, bywałem Adamem, zajmującym krzesło gdzieś w knajpianym kącie, spijającym drinka wśród oparów wspomnień z kolejnych utraconych rajów, poprzez mgławice rozciągające się od powiek aż po dzieciństwo, raz po raz skazywałem siebie na banicję, ferowałem wyroki, dokonywałem ablucji i wracałem z powrotem do chwil, które, jak wydawało mi się (szczególnie po paru głębszych), stanowiły podstawy moich przyczynowo - skutkowych tragedii.
I mógłbym tak bez przerwy (tak mi się wówczas wydawało), doprowadzając do ruiny swoją wątrobę a kieszeń, gdyby nie pewien Kompan co się zowie, Druh niespodziewany, który, pewnego wieczora, kładąc mi dłoń na ramieniu, wskazał przeciwległą ścianę, na niej - ohydny landszaft, przedstawiający coś na kształt meduzy, lub syreny chorej na Heinego - Medina. Dalibóg, nie widziałem tego wcześniej!
Z baru wyszedłem ochrzczony, wypełniony pod sam czubek głowy - wszystkie moje przeszłe orgazmy zlały się w jeden znirwanizowany eter, rozproszony, a przez to wszechmocny i niedefiniowalny.

Napompowany jak futbolowa piłka, lekko kozłując, zmierzam do końca.
Kto mnie dogoni?...



sobota, 2 czerwca 2012

Sierpem i młotem

Nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie nie wypowiedzieliśmy wojny Stanom Zjednoczonym. Cóż by nam to szkodziło? Już tam nasze sztabowe tęgie, zaimpregnowane czterdziestoprocentowym etanolem mózgi odnalazły by drogę do zwycięstwa. Wysyłając na podbój Ameryki F16 z szachownicami na ogonach, mielibyśmy szansę pokonać Jankesów ich własną bronią. Oczami wyobraźni widzę te nagłówki "Dziesięciu bohaterskich lotników zasnuło niebo nad Waszyngtonem", albo "Cud w Chicago - Polakom udało się zasłonić słońce". Gdyby tak zniweczyć wszelkie światło nad Stanami - wszyscy tambylcy okazaliby się czarni, ciemni. Cichociemni - zdjęci strachem - siedzieliby jak myszy pod miotłą, w tych swoich kapitalnych, wycyzelowanych, dopieszczonych zapachem sosu barbecue, izdebkach. I ani mru mru. Tak.
W charakterze "piątej kolumny" przemycilibyśmy na terytorium wroga kabaret "Ani Mru Mru". A wróg - gremialnie, zawodowo, bezosobowo, zesrałby się w biało-czerwono-niebieskie majtki. Ze śmiechu.
Opanowawszy sytuację, z pomocą specjalistycznych komórek ONR-u, zorganizowalibyśmy na, dotąd niespecjalnie zagospodarowanej, Alasce sieć obozów koncentracyjnych (ze względu na położenie, nazwalibyśmy je "amerykańskimi"), gdzie puszczano by osadzonym autochtonom przez okrągłe doby, tam i z powrotem, przemówienia Gomułki (dlaczego właśnie jego a nie na ten przykład Prezesa JK? Prezes retorycznie nie dorósł jeszcze do swojego mentora), ćwicząc w nich umiejętność koncentracji. Postępując zgodnie z założeniami "sikorskiej" polityki zagranicznej, w krótkim czasie, wykreowalibyśmy im tam prawdziwie sarmacki burdel, burdel na miarę naszych oczekiwań i możliwości, burdel, jakiego nie doświadczyli od czasu zatopienia bostońskiej herbaty.


TAK SIĘ BOI OBAMA...


Poruszylibyśmy służby specjalne. Macierewicza mianowalibyśmy feldmarszałkiem, i spłynąłby ów demiurg na budynek BBC jak Grom z jasnego nieba, bezczeszcząc, do ostatka. Odtąd, miast pełnych jadu programów o Prawdziwych Polakach, zaczęto by nadawać jedynie: audycje dendrologiczne, opisujące mechaniczne właściwości brzozowego drewna, felietony duszpasterskie i powtórki relacji z kolejnych miesięcznic.


... A TAK BOJĄ SIĘ W BBC...


A, gdyby do tego wszystkiego znaleźć, przefastrygować, przerobić koszulę Dejaniry na piłkarskie majty i wbić w nie Sola Campbella? To by dopiero był spalony!


...SOL CAMPBELL ZDJĘTY STRACHEM...


Najwięcej kłopotów mielibyśmy z Ruskimi, od zawsze były z nimi tylko same problemy. Gdyby, jak twierdzą - kochali nas naprawdę, już dawno wyrzuciliby z mauzoleum tego starego bolszewika, a na jego miejsce sprowadziliby korpus bezgłowego hetmana, tego, który niegdyś był łaskaw rezydować na Kremlu. Nie zrobią tego. Są zbyt uparci. 
No to ich sprzedamy, uprzednio zakręciwszy gazowy kurek tak, że z nadmiaru, uszami im wypłynie.
A Chińczycy hurtowo - biorą wszystko - to wezmą i Rosję, my zaś - nareszcie dostaniemy szansę rozpłynięcia się w rozkoszy dobrosąsiedzkich stosunków. 


...A CHIŃCZYCY SIĘ CIESZĄ.


Dopiero wówczas, gdy wyjdzie na jaw, że Kitajce (raz kolejny) nam nie zapłacili, gdy Unia, zniesmaczona naszym najazdem na  "odwiecznego zamorskiego przyjaciela", pokaże gest Kozakiewicza - jak za dotknięciem Najświętszej Panienki Wspomożycielki Nadwiślańskich Idiotów, nagle, odzyskamy rozumy. Udamy Greków. Ogłosimy bankructwo. Przestaniemy srać ponad poziom cudzych tyłków i, zakasawszy rękawy, zaczniemy wreszcie budować nowoczesne państwo, od podstaw, prostymi, sprawdzonymi narzędziami, jedynymi, jakie nam, po plajcie, zostaną: sierpem i młotem.